Wyobraź sobie, że spotyka Cię w życiu nagła nieprzewidziana sytuacja, nad którą nie masz absolutnie kontroli. Twoje serce zaczyna bić szybciej w przypływie adrenaliny.
Analizujesz na nowo zebrane dane i wydarzenia w poszukiwaniu rozwiązania, przy okazji zastanawiasz się jak mogło do tego dojść.
Znajdujesz się w samochodzie z czwórką nieznajomych, w obcym kraju na autostradzie. Twoi towarzysze są francuzami i nie mówią jakoś dobrze po angielsku, co w pewnym stopniu nadaje dramatyzmu sytuacji.
Jest trochę gorzej. Okazuję się, że znają angielski ale ponieważ są francuzami nie chcą się z Tobą zbytnio komunikować w tym języku (z jakiegoś powodu).
Twoje życie zamienia się w jeden z filmów Lyncha, w którym nie jesteś w stanie przewidzieć, co się stanie i dlaczego.
Był sierpień. Właśnie wyszła z lotniska w Nicei w poszukiwaniu swojego transportu do miasteczka.
Przyjechać po nią miała Ophelia (zaczęło się szekspirowsko) kierowca, którego zorganizował jej Serge. Na zewnątrz było czuć śródziemnomorski zaduch. Temperatura wynosiła około 38 stopni, jednak nie przeszkadzało jej to w podziwianiu górzystych widoków prowansji. To była jej pierwsza wizyta w tym rejonie. Widoki były imponujące – morze i góry!
Piękne połączenie.
Była gotowa na kolejną przygodę i z entuzjazmem wsiadła do samochodu. Ufała, że nie będzie żadnych problemów bo czemu miałby jakieś być. Serge wszystkim się zajął, zorganizował przelot, transport, przekazał jej konkretne instrukcje i dał namiary na Ophelie. Niczym nie musiała się przejmować.
Jechali autostradą, ona, Ophelia i jej narzeczony. Zjechali po drodzę na stację benzynową po kolejnych pasażerów. Ciężko było jej określić, czy byli to również jak ona nieznajomi pasażerowie Bla Bla Car, czy przyjaciele.
Francuzi mają zwyczaj całowania się w policzki na powitanie niezależnie od tego, czy kogoś znają, czy też nie.
Francuskie autostrady niczym nie przypominają tych polskich. Są szerokie, czteropasmowe z wszędzie płatnymi bramkami.(co dla Polaka może być zabójcze) Jedynym widokiem dookoła są suche klify, kaktusy i piaski. NIe mijali też żadnych wsi, ani miasteczek. Pustki dookoła.
Pamiętała z rozmowy z Sergem lub z Krisem, że droga do jej miejsca docelowego zajmie około 1,5 godziny. Zaczęło robić się dziwnie, gdzieś po 2 godzinach wciąż jechali autostrada. Francuzi w atmosferze wyraźniejszego napięcia między sobą rozmawiali ewidentnie nad czymś się zastanawiając. Wiedziała już, że coś jest nie tak.
Narzeczony Opheli zapytał się o adres miejsca docelowego, tłumacząc jej, że ten który otrzymali nie widnieje w Google Mapsach i nie mogą go znaleźć.
Zrobiło się gorąco bo właśnie w tym momencie spłynął na nią strumień świadomości, że przecież ona nic nie wie! Nie zna adresu, pod który miała przyjechać bo nie został jej podany. Wszystko, było załatwiane poza nią. Nie znała tak naprawdę też Serge’a. Rozmawiała z nim jedynie przez telefon. Wiedziała tylko jaki jest cel jej wizyty.
Odebrać Kamila od dziadków i przywieźć do Polski do Krisa.
Tak naprawdę nie miała nawet pojęcia, a okazało się to dopiero później, że nawet Serge’a, który zorganizował wyjazd nie pozna. Bo on mieszka na Teneryfie.
Analizując wszystkie zdarzenia w jednej sekundzie i biorąc pod uwagę obecną sytuację, za namową towarzyszy zadzwoniła do Serge’a z prośbą o adres i potwierdzenie, czy wszystko się zgadza.
Dostała potwierdzenie, że kierowca ma przekazane prawidłowe namiary i wszystko jest jak być powinno.
Jechali dalej, mijała kolejna godzina, a miejsce docelowe nie wyłaniało się zza horyzontu asfaltowej drogi. W samochodzie słychać było ożywiony i zdenerwowany język francuski. Z kontekstu i sposobu w jaki rozmawiano wiedziała, że wciąż coś jest nie tak. Usłyszała, że na mapie nie istnieje zjazd do miasteczka, który został podany przez organizatora wyprawy. Stwierdziła, że najlepiej będzie jak francuz z francuzem w swoim rodzimym języku porozmawia i wyjaśni wątpliwości. To powinno pomóc – pomyślała. Podała telefon narzeczonemu Opheli.
Nie pomogło.
Kamilek, syn Krisa miał do podróżniczki numer telefonu i na szczęście mówił po Polsku. Ponieważ oczekiwali już dawno jej przyjazdu, poinformowała go, że zabłądzili na autostradzie i nie wiedzą, gdzie jadą.
Mniej więcej w tym momencie zrozumiała, że Serge’a nie ma na miejscu, a osobą kontaktową jest Michelle.
Z nią również rozmawiał narzeczony Opheli. Z tego, co udało się wywnioskować, a było dużo krzyków. Byli daleko od miejsca docelowego. Michelle brzmiała na mocno wkurwioną, narzeczony Opheli przeklinał po francusku – czego łatwo można było się domyśleć.
Minęły trzy godziny odkąd ruszyła z Nicei w nieznane. Sytuacja była dla niej jednocześnie komiczna i dramatyczna. Przez głowę przebiegały jej myśli, że być może zostanie pozostawiona w upale, na autostradzie, gdzieś pośrodku niczego.
Wszyscy byli już zmęczeni tą podróżą.
Zjechali na postój dla tirów, żeby wyprostować nogi i znaleźć rozwiązanie.
Ophelia powiedziała, że nie jest już w stanie nigdzie podwieźć podróżniczki bo błądzenie po autostradzie znacznie uszczupliło jej portfel przez wszystkie opłaty jakie poniosła. Zadzwoniła do Michelle przekazać jej tę informację z adresem, pod którym obecnie byli. Nie było łatwo. Niechętnie Michelle zgodziła się przyjechać po błędną podróżniczkę. W między czasie zmieniając jeszcze parę razy zdanie, żeby jednak ją sami przywieźli.
A ona? Ona nie wiedziała czego się spodziewać. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Michelle. Nie znała jej i zastanawiała się jak to będzie.
Stali tak w czterdziestostopniowym cieniu tira, oczekujac na kolejny transport dla podróżniczki. Ta zagmatwana sytuacja zbliżyła wszystkich bardziej do siebie i pokazała ludzką przyjazną stronę Francji. W końcu zaczęli rozmawiać po angielsku.
Towarzysze podróży okazali się być młodymi ludźmi. I pomimo całego zamieszania, nerwów i nieporozumień, okazali jej dużo empatii. Zapytali się kim jest dla niej Michelle.
Odpowiedziała szczerze, że jej nie zna. Powiedziała, że przyjechała po syna swojego przyjaciela, którego dziadkiem jest Serge, który przy okazji jest byłym mężem Michelle.
Spojrzeli na nią z lekkim zdziwieniem. Cała historia z pewnością musiała wydać się nadzwyczajnie pochrzaniona. Tyle wątków i w środku tego wszystkiego blondynka.
Jedno stwierdzili na pewno, że tych dwoje (Serge i Michelle) nie dogaduje się ze sobą zbyt dobrze.
To było miłe czuć, że nie obarczają jej odpowiedzialnością za tę całą historię. W Polsce prawdopodobnie wszystkie gromy spadły by na osobę, która znajduję się w centrum tego wszystkiego. Słyszała szczerość płynącą z ich ust, że to nie jest jej wina.
Samochód przyjechał. Tego dnia właśnie poznała Kamilka.Pożegnała swoich towarzyszy i ruszyła dalej.
Tak odnalazła się w Prowansji.