Każdy z nas ma w sobie wewnętrzne dziecko. I tak jak my jesteśmy różni, tak też ono jest u każdego inne. Związane jest to z wieloma aspektami naszego młodzieńczego życia i doświadczenia.
Wewnętrzne dziecko to część naszego Ja, naszej niewinności, ciekawości, ekscytacji, spontaniczności, radości, lekkości z poznawania i odkrywania świata. To wszystko, co widzimy w małych dzieciach i co ciągle niezmiennie zachwyca. To cząstka, która jest z nami i którą możemy odświeżać, jeśli mamy do niej dostęp. Dlatego czasem tęsknimy do tego dziecka.
W zależności od tego, co nas spotkało i jak sobie z tym poradziliśmy, nasze wewnętrzne dziecko może być: skrzywdzone, porzucone, odtrącone, nieuświadomione, wyparte, lękliwe, skryte, zanegowane lub w innym przypadku: zintegrowane z nami, ukochane, zaakceptowane, zadbane i pielęgnowane, przyjęte z otwartymi rękoma, obecne.
Brak akceptacji i wyparcie swojego wewnętrznego dziecka może wynikać z wielu wewnętrznych konfliktów. Stosunek do “dziecka w nas” pokazuje też nasze podejście do dzieci w sytuacjach zewnętrznych związanych ze spotkaniami rodzinnymi lub dziećmi znajomych. Oczywiście można się odnieść do wielu aspektów i przyczyn psychologicznych z tego wynikających.
Ważna jednak jest tutaj świadomość, że to “dziecko w nas” cały czas jest, nie znika i ma pewne potrzeby, które wymagają zaspokojenia. Wiele osób, w tym też ja, długo negowałam potrzeby swojego wewnętrznego dziecka. Przede wszystkim nie akceptowałam go. Wypierałam tę część siebie jako nieważną, nieistotną, mając ją za przeszłość.
To trochę tak jak układać puzzle bez środkowych elementów.
Jak wyglądają relacje z wewnętrznym dzieckiem?
Dużo zależy od tego, ile mieliśmy danej przestrzeni i wolności jako dzieci i na ile nam pozowolono się rozwijać bez oczekiwań ze strony dorosłych.
Częstym problemem, który istnieje w kontaktach z dziećmi jest fakt, że chcemy kontrolować. Mamy oczekiwania, że mała istotka będzie postępować zgodnie z naszą wolą i wytycznymi, co jest absolutnym złudzeniem. Myślimy, że jesteśmy “panami” sytuacji. Dobrze jest sobie to uświadomić i uczyć się od dzieci puszczania tej kontroli.
Korygowanie postawy dziecka, bo jego zachowanie nie jest spójne z naszą wizją rzeczywistości jest największym błędem dorosłego.
Starcie dwóch totalnie różnych światów.
W tym momencie zaczyna się nieodwracalny proces wzajemnej krzywdy, który w przyszłości prowadzi do niezrozumienia i utraty połączenia ze swoją dziecięcą niewinnością.
Nie jest nowością już dla wielu z nas, że to, czego doświadczamy jako dzieci kształtuje nas jako dorosłych. Wszystko ma znaczenie. I nie chodzi mi tutaj o jakieś drastyczne sytuacje maltretowania i przemocy, a o zwykłe, “drobne” kwestie wychowania przekazywane z pokolenia na pokolenie przez naszych rodziców.
Dla zobrazowania podam przykład:
Wyobraź sobie, że jesteś małym 3 letnim dzieckiem, które ciekawe świata wszędzie zagląda, chcę otwierać wszystkie szafki w domu i odkrywać. Kształty, kolory, dźwięki. Dookoła Ciebie są wszędzie zamknięte “skrzynie skarbów”, a każda coś w sobie skrywa.
Twój opiekun nie pochwala i nie rozumie tego entuzjazmu, bo uważa, że Twoja chęć eksploracji powoduje bałagan, który później musi posprzątać, więc koryguje Twoje zachowanie powtarzając często zdanie zaczynające się od słowa “Nie” – “ nie wolno”, “nie ruszaj”,“zostaw” itp.
Co tutaj się dzieje?
Dorosły nie do końca rozumie perspektywy dziecka, chociaż niezaprzeczalnie nim kiedyś był. Zapomniał. Nie podejmuję też wysiłku, żeby zrozumieć, że małe dzieci żyją w innym świecie niż dorośli. Uważa, że dziecko bałagani, rozrabia, przeszkadza. Może też czasami uważać, że dziecko ma intencje “robienia na złość”, “na przekór” tej osobie.
Przecież ma zabawki, które od tego są, żeby się bawić. Ingeruję więc swoją siłą sprawczą do ograniczenia dziecka. Zaczyna się kontrola i pozbawianie dziecka jego niewinnej ciekawości świata. Zostają mu nałożone ściany i blokady, które prowadzą do tego, że może tylko zachowywać się w pożądany, określony i narzucony sposób przez dorosłego. Dziecko tego nie rozumie, bo jest dzieckiem, więc też stawia opór.
Co to powoduje?
Wielokrotne powtarzanie się takich sytuacji może doprowadzić do tego, że w przyszłości – w okresie nastoletnim i dorosłym – taka osoba zostaje pozbawiona chęci podejmowania samodzielnych działań w celu odkrywania siebie i eksploracji świata. Tyle razy w przeszłości była pozbawiona tej możliwości, że w końcu w dorosłym życiu sama nie czuje chęci do tego rodzaju inicjatyw. Wewnętrzne dziecko tej osoby jest zablokowane. Nie potrafi się cieszyć, nie ma tego wewnętrznego ognia niewinności w odkrywaniu i poznawaniu świata.
Nieuświadomione wewnętrzne dziecko będzie zawsze cierpieć. Co przedkłada się na różnego rodzaju niepowodzenia i brak satysfakcji w dorosłym życiu.
Oczywiście to tylko jeden przykład z wielu, gdyż kombinacji mogą być tysiące.
Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestie błędnego koła.
W danym przykładzie osoba dorosła blokująca małe dziecko w swoich odkrywczych zachowaniach prawdopodobnie powiela schematy, których sama doświadczyła i wyniosła z domu.
Dochodzić do tego może wewnętrzna nieuświadomiona złość na dziecko za swoje krzywdy z przeszłości. Dorośli źli na swoją sytuację z przeszłości, której doświadczyli, np. brak zaangażowania rodziców w relacje, powielają ten krzywdzący schemat jako “odwet” za swoje krzywdy.
To typowe dla zachowań “ja w twoimi wieku tak nie miałem, to ty też nie będziesz”.
Wyraźnie w tym zdaniu widać wewnętrzne skrzywdzone dziecko, któremu brak miłości i wsparcia. Są to częste sytuacje, których sama również doświadczyłam w domu. Krzywdzimy się wzajemnie, chociaż jedyne, o co nam chodzi to miłość i akceptacja.
Bez uświadomienia sobie i połączenia ze swoim wewnętrznym dzieckiem będziemy powielać schematy błędnego koła.
Wszyscy zasługujemy na miłość, dlatego nie ma sensu postrzegać świata jako miejsca pełnego zła, lęku i nienawiści.
Współczucie w stosunku do siebie i kierowanie się nim do innych pomaga nam lepiej zrozumieć życie. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu skrzywdzonymi dziećmi, które potrzebują miłości. Uważam, że w ten sposób postrzegając świat już wiele się w nas i dookoła zmienia.
Jak było z moim “dzieckiem”?
Moje wewnętrzne dziecko przed pracą nad sobą było smutne, niekochane, zastraszone i wycofane. Negowałam wiele swoich emocji, zwłaszcza smutek. Uważałam, że muszę być silna i dawać sobie ze wszystkim radę.
Nieokazywanie emocji postrzegałam za dobrą kartę, zwłaszcza umiejętność powstrzymywania się od płaczu.
Przez pewien czas pielęgnowałam w sobie przekonania, że jako osoba “dorosła’ muszę być odpowiedzialna, pracować i mieć poważne życie. Przez co zamiast cieszyć się urokami nastoletniości i młodości, dorosłam za szybko, przygnieciona ciężarami tego świata. Byłam zagubiona.
Tego rodzaju przekonania zablokowały dostęp do radości z życia, do cieszenia się z małych rzeczy, bo przygnieciona byłam tym, co “trzeba” i “powinno się” robić.
Dużo rzeczy mnie przerastało i spowodowało wycofanie się z podejmowania kroków w kierunku rozwoju. Czułam, że jest we mnie wewnętrzny konflikt, bo zadawałam sobie pytanie, czy tak właśnie powinno wyglądać dorosłe życie? Pozbawione spontaniczności, lekkości, świeżości i radości z prostych małych rzeczy.
Samo uświadomienie tego sobie dużo mi dało, ale też nie obyło się bez pracy na terapii. Dopiero terapia i pomoc osoby z zewnątrz mojej głowy pozwoliła mi zdobyć wiele narzędzi do rozwiązywania problemów.
Jedną z głównych zmian, jakie nastąpiły była poprawa relacji z moją mamą i podejście do tematu dzieci.
Długo uważałam, że nie chcę i nie będę mieć dzieci. Temat ten wywoływał we mnie niechęć. Każdy kontakt z dziećmi w mojej rodzinie był dla mnie niezręczną sytuacją. Czułam się nieswojo i nie potrafiłam z nimi rozmawiać. Bałam się trzymać niemowlaka na rękach. Było to dla mnie jak trzymanie istoty z innego świata, z którą czułam że nic mnie nie łączy.
Dwa lata pracy nad sobą i kontaktowaniem się ze swoim skrzywdzonym dzieckiem sprawiły, że zmieniłam swoje podejście.
Pamiętam dzień, w którym wypowiedziałam przed sobą to zdanie: “Chcę mieć rodzinę i dzieci”. To było przełomowe i odmieniające. Później poczułam to mocniej.
Kolejnym przełomowym momentem było przemienianie słów w czyny. Wszystkie myśli wokół prostych rzeczy “chciałabym” i “fajnie by było” zaczęłam manifestować w swojej rzeczywistości.
Zamiast myśleć o tym, że fajnie by było “kiedyś zatańczyć na bosaka w deszczu” i pozwolić temu żyć tylko w mojej głowie w formie niespełnionych drobnych marzeń, po prostu zaczęłam realizować.
Co mi stało na przeszkodzie? Tylko ja sama.
Dlatego pewnego letniego dnia będąc na boisku szkolnym z psem, gdy zaczął padać deszcz zdjęłam sandały i zaczęłam cieszyć się piękną niewinną chwilą i połączeniem ze swoimi wewnętrznym dzieckiem. Baby steps.
Zrozumiałam, że własne wewnętrzne negatywne przekonania można łatwo pokonać działaniem. Powoli do przodu. Życie zaczęło stawać się pięknym zjawiskiem, w którym czuje, że jest miejsce dla mnie. Obserwuję i dbam o swoje wewnętrzne dziecko. Sprawdzam, jakie ma potrzeby i czy je dobrze realizuje. Mam piękną relację z moją bratanicą. Uczę się od niej i czerpie z jej świata. Dzięki temu rozwijam się i mogę stać się lepszą wersją siebie. Szanując jej przestrzeń i świat, żyje w zgodzie i akceptacji ze swoimi “dzieckiem”. Jestem za to ogromnie wdzięczna i każdemu życzę takiej relacji.
A jaka jest relacja z Twoim wewnętrznym dzieckiem?
Zastanawiasz się czasem nad tym, czy blokujesz swoje zachowania lub pragnienia, bo wydaje Ci się, że w Twoim życiu nie ma na nie miejsca ?
Podzielę się z Tobą pewną pomocną praktyką, która może pomóc ukochać siebie. Kiedyś warto zacząć.
Praktyka Ukochania swojego wewnętrznego dziecka.
Znajdź sobie cichą i spokojną przestrzeń, w której będziesz mógł wykonać to ćwiczenie i nikt nie będzie Ci przeszkadzał.
Usiądź lub połóż się wygodnie i zamknij oczy.
Odnajdź i wyobraź sobie swoje bezpieczne miejsce z dzieciństwa. Może ono być związane z konkretnym przepełniającym Cię radością wydarzeniem. Może to miejsce z wakacji lub jakieś podróży. Coś, gdzie wracając pamięcią, przywodzi na myśl przyjemne i radosne odczucia.
Moje miejsce wygląda tak: jest to pomost nad jeziorem Wejsunek, ciche spokojne miejsce, gdzie dookoła nikogo nie ma. Tafla jest spokojna i nieporuszona. Przed swoimi oczami widzę las wchodzący do jeziora i mieszający się z trzcinami. Widok ten przepełnia mnie niezmierzonym spokojem i zachwytem. Po swojej prawej stronie widzę gdzieś daleko brodzącą czaple przy brzegu i rzucające się w wodzie ryby…
Odnajdź się w tym wspomnieniu i chwili. Miej świadomość, że jesteś bezpieczny i nic Ci nie grozi. Wyobraź sobie siebie w postaci dziecka, którym jesteś. Zobacz to dziecko i obejmij je czule. Przytul się do siebie. Możesz widzieć siebie dorosłego przytulającego swoją dziecięcą wersję. Możesz to być również Ty w postaci dziecka siebie przytulający. Wszystko zależy od Ciebie. Masz tutaj totalną dobrowolność. Przytul siebie i obserwuj emocje, które się w Tobie pojawiają. Bądź uważny na to, co się w Tobie dzieje. Jeśli masz potrzebę powiedzenia czegoś do siebie, nie krępuj się, zrób to. Przekaż sobie tę wiadomość.
Kiedy już skończysz, dobrą praktyką jest zapisanie sobie na kartce tego, co się pojawiło. Pobądź z tym trochę. Mogą pojawić się jakieś pytania lub stwierdzenia. Warto je sobie zanotować.
A teraz kimkolwiek jesteś, życzę Ci dobrze!